W tym roku przypada pięćdziesiąta pierwsza rocznica masakry na Wybrzeżu, w wyniku której śmierć poniosło trzech elblążan.

15 grudnia 1970 r. Elbląg przyłączył się do protestów przeciwko podwyżkom żywności i opału, które rząd Władysława Gomułki zapowiedział przed świętami. Akcja „Jesień” ruszyła 12 grudnia zgodnie z zarządzeniem ministra spraw wewnętrznych z 9 grudnia. Miała na celu: „zapewnienie porządku i bezpieczeństwa publicznego w kraju oraz koordynację działań jednostek organizacyjnych resortu spraw wewnętrznych”. Skoszarowano elbląskie ZOMO i milicję, która obstawiała, m.in. komitet PZPR i Prezydium Narodowej Rady Miasta.

Tragedia grudnia 1970 roku działa się na ulicach naszego miasta, boleśnie uzmysławiając mieszkańcom jak decyzja polityczna komunistycznych władz może mieć wpływ na los jednostki.

Już 5 grudnia 1970 roku przy Dworcu Głównym w Gdańsku, ok. godz. 14, został śmiertelnie postrzelony w głowę przez funkcjonariusza Milicji Obywatelskiej Waldemar Rbinin, kierowca oznakowanego samochodu sanitarnego wiozącego zaopatrzenie medyczne do przychodni kolejowej. Miał 26 lat.

18 grudnia 1970 roku, Marian Sawicz, wychodząc z baru mlecznego przy ul. 1-go Maja, został postrzelony w głowę przez funkcjonariusza Milicji Obywatelskiej, jadącego milicyjną nysą. Nie brał udziału w manifestacjach. Zginął na miejscu. Miał 22 lata.

17 grudnia 1970 roku około godziny 8-ej 18-letni Zbyszek Godlewski zginął z rąk żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego w Gdyni, został postrzelony w okolicy przystanku Szybkiej Kolei Miejskiej Gdynia-Stocznia.

Zbigniew Godlewski urodził się 3 sierpnia 1952 r. w Zielonej Górze. Jego ojciec był emerytowanym kapitanem Ludowego Wojska Polskiego. Przeszło miesiąc przed śmiercią Zbyszek rozpoczął pracę w Stoczni Gdyńskiej im. Komuny Paryskiej jako robotnik portowy. Razem z kolegą rzucili szkołę i pojechali do Gdyni, bo marzyło im się, że zostaną marynarzami i popłyną na dalekie oceany.

Zbyszek rozpoczął pracę w listopadzie, a  w grudniu został zastrzelony. Wydarzenie uwiecznił na zdjęciu gdyński fotografik – Edmund Pepliński, który widział wszystko z okna swojego mieszkania przy ulicy Świętojańskiej. Ciało zabitego Zbyszka zostało położone
na drzwiach od toalety z pobliskiego baraku i zostało przeniesione przez demonstrujących
pod budynek komitetu partii, a następnie w kierunku budynku Prezydium Miejskiej Rady Narodowej (obecnie Urząd Miejski).  Ze śmigłowców krążących nad ul. Świętojańską zrzucane były petardy i ładunki z gazami łzawiącymi. Demonstranci zabrali z kościoła krzyż, który przybili do drzwi. Po dojściu do prezydium napotkali wymalowaną na ulicy białą linię, której przekroczenie miało spowodować natychmiastowe użycie broni palnej. Za linią stali funkcjonariusze. Zaczęli strzelać do tych, którzy ją przekroczyli. Demonstranci porzucili drzwi ze zwłokami i rozbiegli się. Po chwili padli kolejni zabici i ranni.  Tak narodziła się legenda
i jeden z symboli Grudnia 1970 roku.

Pochód, na czele którego szedł chłopak z zawiązaną głową i z biało-czerwoną flagą,
za nim tłum niosący ciało, wywarły na 32-letnim Krzysztofie Dowgiałło wstrząsające wrażenie. Bezsilność mieszała się z wściekłością i rozpaczą, dlatego sięgnął po pióro i napisał „Balladę o Janku Wiśniewskim”. Nie wiedział, kim był niesiony na drzwiach chłopak, stąd użył symbolicznego nazwiska: Janek Wiśniewski. Tak narodził się utwór o czarnym gdyńskim czwartku, do którego muzykę skomponował w 1980 oku Mieczysław Cholewa. Utwór wykorzystał Andrzej Wajda w „Człowieku z żelaza”. 

Chłopcy z Grabówka, chłopcy z Chyloni
dzisiaj milicja użyła broni
dzielnieśmy stali i celnie rzucali
Janek Wiśniewski padł.

Na drzwiach ponieśli go Świętojańską
naprzeciw glinom, naprzeciw tankom
Chłopcy stoczniowcy, pomścijcie druha
Janek Wiśniewski padł.

Huczą petardy, ścielą się gazy
na robotników sypią się razy
padają dzieci, starcy, kobiety
Janek Wiśniewski padł.

Jeden raniony, drugi zabity
krwi się zachciało słupskim bandytom
to partia strzela do robotników
Janek Wiśniewski padł.

Krwawy Kociołek to kat Trójmiasta
przez niego giną dzieci, niewiasty
poczekaj draniu, my cię dostaniem
Janek Wiśniewski padł.

Stoczniowcy Gdyni, stoczniowcy Gdańska
idźcie do domu – skończona walka
świat się dowiedział, nic nie powiedział
Janek Wiśniewski padł.

Nie płaczcie matki, to nie na darmo
nad stocznią sztandar z czarną kokardą
za chleb i wolność, za nową Polskę
Janek Wiśniewski padł.

Dramatyczne były również okoliczności pogrzebu. Ofiary protestu chowano nocą
z 18 na 19 grudnia, aby ich pogrzeby nie stały się okazją do manifestacji. Rodzinę zapakowano
do pięcioosobowej nyski i zawieziono na cmentarz w Oliwie. Nie pozwolono nawet ubrać ciała, które nosiło ślady pocisków.

–  Zawieźli nas nysą na cmentarz. Noc, a do pogrzebów była kolejka – wspomina w „Ale historii” Wiesław Godlewski, brat zamordowanego. – Głowa Zbyszka cała w gazie, żeby nie było widać rany. Przywieźliśmy czarny garnitur ojca, w który go przebrali, ale mama zapomniała butów, więc pochowaliśmy go w tych roboczych pionierkach, w których zginął. Esbecy poganiali, krótka modlitwa nad dołem, trochę go zasypali i do nysy, z powrotem
do Elbląga. Dali jeszcze ojcu worek z ubraniami Zbyszka. Tata obejrzał je w domu, wyglądało, jakby dostał serią, a potem spalił te zakrwawione ubrania w piecu, żeby matka ich nie zobaczyła.

W marcu 1971 roku dzięki staraniom rodziny, władza zgodziła się na przeniesienie ciała Zbyszka Godlewskiego na cmentarz w Elblągu. Po upadku Polski Ludowej w 1995 roku
na cześć Zbyszka Godlewskiego nazwano jedną z elbląskich ulic.

            W sierpniu, przy grobie na Cmentarzu Agrykola, nauczyciele oraz uczniowie I Liceum Ogólnokształcącego im. Juliusza Słowackiego w Elblągu oddali Zbyszkowi Godlewskiemu cześć w dniu przypadającej w tym roku 69-tej rocznicy jego urodzin, a w grudniu uczestniczyli
w obchodach 51-ej rocznicy Wydarzeń Grudniowych.

dr LL

GAL